Widzieć wszechświat w nagłym błysku, w zachwyceniu.

Widzieć wszechświat w nagłym błysku, w zachwyceniu.

Współczesna humanistyka, nieprzypadkowo określana mianem „przyjaznej”, czy „optymistycznej” odchodzi od poszukiwania
w człowieku zła, tego co bolesne i mroczne, buntownicze, skrywane pod maską psychologicznych deformacji i udziwnień,
a co najpełniej ujawniło się w romantycznej fascynacji motywem upiornego, koszmarnego snu, fantazmatu.
Współczesna humanistyka, daleka od naiwnych uproszczeń, od idealizacji osoby ludzkiej, czy (jak pragnie filozofia chrześcijańska) Persony – staje się swoistym remedium na chaos i brutalność zewnętrznego, zagrażającego człowiekowi świata. Odkrywa światy wewnętrzne,urzekające wyważonym pięknem, epatujące harmonią, tchnące renesansową radością i wiarą
w duchowość, w szlachetność, otwierającego się na pozazmysłowe doznania – podmiotu. Nieprzypadkowo też ten rodzaj humanistyki, poszukującej w dziele sztuki odzwierciedlenia bogatej natury, osobowości człowieka, metafizycznego doświadczania śladów obecności Absolutu, nierzadko utożsamianego z urodą i pełną witalizmu, bujnością żyjącej, czującej, uduchowionej Natury, z istotą Dzieła Stworzenia – pozwala w odmienny sposób spojrzeć na temat i formę wypowiedzi, świadomego wagi dokonywanych wyborów – artysty.

On to bowiem, ten w którego sercu zmagają się żywioły – stara się utrwalić to, co wyjątkowe, jednostkowe, jedyne, owe stany emocjonalne, bardzo osobiste,
niekiedy intymne odczucia, wymykające się jednoznacznemu nazwaniu, kruche i jakże ulotne, ledwie przeczuwalne nastroje i chwile. On to bowiem zapisuje
na płótnie (niby tchnienie wiatru) powiew utajonej nadziei, materię dzikich pól, zastygłą w pęknięciach rozświetlonych zielenią, chłodnych, znieruchomiałych
plam, położonej impasto żółci. On to również wyznacza granice płynnie prowadzonych linii, oddzielających fragmenty utrzymane w zmysłowych czerwieniach
od innych, dotkniętych piętnem nieco zamyślonych, poważnych błękitów i patetycznych, aksamitnych czerni. On to wreszcie, ów baczny obserwator i kreator
onirycznych, wewnętrznych pejzaży prowadzi nas ku pulsującym światłem tunelom, znajomym, nasyconym kolorem i ciszą, ku owym przyjaznym, łagodnym
przejściom, ku przestrzeniom, w których można zatracić się, zatopić, ukołysać, doznając ostatecznego, z dawna wyczekiwanego – ukojenia.

Odkrywając przed nami ciszę – dokonuje zapisu tego, co nieuchwytne, tego co na kartach literatury można by (przewrotnie, z odcieniem tak lubianej groteski)
określić mianem braku słowa, zapisem ciążącego bohaterom braku rozmowy, wymiany myśli, braku dyskursu, dialogu. W malarstwie cisza nabiera wagi
zmysłowego, równie wyrazistego jak zawieszenie akcji w tragedii, egzystencjalnego, dramatycznego doświadczenia. Zapisać ciszę to tak jakby zapisać
milczenie tuż przed nastaniem katharsis. Jednakże w kompozycji utrwalonej na płótnie – cisza znamionuje bezruch, ślad pozostawiony w materii gęsto
położonej, nie noszącej śladu narzędzia, złocącej się światłem Południa, ciepłą oliwką, rozbielonej, matowej w istocie farby. Proste skojarzenia z koronkowym
rysunkiem fali, pozostawionym na piasku byłyby tu jednak nie na miejscu. Tego rodzaju malarstwo – nie budzi prostych, banalnych skojarzeń, tak jak nie budzą
ich sceny antycznej tragedii, czy doświadczanie mistycznego obrzędu, rytuału inicjacji, duchowego, czy religijnego przekroczenia.

W kompozycji, zatytułowanej „Źródło nadziei” dominuje co prawda zieleń, ale to zieleń głęboka, mieniąca się wielością odcieni, tworząca koncentryczne kręgi,
zastygająca w krople, w delikatne rozbłyski, przywodzące na myśl wędrówkę w głąb, ku ciemnym, niepokojącym błękitom, zwiastującym obecność Tajemnicy.
Ostatni krąg, na brzegu którego zdaje się czekać strudzonego wędrowca upozowana istota, sylweta o antropomorficznych kształtach lub może tylko
podświetlona z drugiego planu, prowokująca wyobraźnię plama wyrazistej, symbolicznej czerni – nie daje nawet cienia owej tytułowej nadziei. To znowu zapis
milczenia, wszechogarniającej i ostatecznej ciszy, podniosłej i uroczystej, dalekiej. Tam w głębi nie ma już nic. Liczy się bowiem droga, owo podążanie
do kresu, w tunelu nasyconej, spokojnej i ciepłej, zwiastującej bliskość czegoś pierwotnego – mistycznej, metaforycznej zieloności, odwiecznej barwy Natury.

Malarskie wizje Edyty Dzierż układają się w przemyślane, mimo pozornej żywiołowości zapisu, wewnętrznej dramaturgii i ekspresji – tematyczne,
udramatyzowane (w sensie metaforycznym i dosłownym) sekwencje. Potrzeba malowania cyklami, która nadaje walor niekwestionowanej szczerości,
walor obnażenia, odkrycia i wyznania poszczególnym pracom, potrzeba powracania do podobnych tematów i wątków wynika z przesłania całości,
z wewnętrznego imperatywu utrwalania kolejnych etapów poznawania siebie i swego, wewnętrznego świata. Nie chodzi tutaj zatem o świat przedmiotów,
oglądanych i odczytywanych z pozycji obserwatora, tak jak ma to miejsce w przypadku sztuki realistycznej, dokumentującej rzeczywistość, czy sztuki
poszukującej inspiracji na zewnątrz, w tym co istniejące obiektywnie, poza wolą i wiedzą podmiotu. W przeciwieństwie do tradycyjnego malarstwa,
wyrosłego z potrzeby tworzenia iluzji, imitowania, naśladowania form już istniejących – stajemy się uczestnikami szczególnego rodzaju spektaklu,
udramatyzowanego za sprawą malarskiego gestu – zdarzenia, w którym dokonuje się obrzędu inicjacji, transgresji, przekroczenia. W konsekwencji
ten, kto patrzy, kto pozwala sobie na analizę i wiwisekcję, kto dokonuje syntezy – staje się równocześnie bohaterem, przedmiotem i podmiotem
obserwacji, tym kto czyni i kto owe, obciążone wewnętrzną dramaturgią czyny (w obecności publiczności) interpretuje i nazywa.

Każda z pokazanych na wystawie prac stanowi zatem zapis niepowtarzalnego performansu, zdarzenia. Powinno się jednak pamiętać, że zapis
ten odbieramy w kontekście istniejącej już i utrwalonej w naszej świadomości, specyficznej „otoczki kulturowej”. Należy do niej, do owej sfery
umowności, przywoływanej intuicyjnie, spontanicznie – zarówno symbolika barw, jak i przypisywana im zwyczajowo energia. Z tej wiedzy korzysta
zarówno performer, czyli ten kto działanie podejmuje, jak i odbiorca, uczestnik i świadek owego, z natury celowego, nośnego znaczeniowo, komunikatu.
To dlatego nie dziwi nas, że zieleń jest barwą nadziei, ciemny błękit kojarzy się z głębią, światło z drganiem i migotaniem, czy ruchem, a aksamitna czerń
– budzi niepokój. To także z tego powodu odczytujemy podświadomie czerwień jako kolor namiętności, a w ciepłych oranżach i różach potrafimy
doszukać się „Tańca światła”, „Energii” i odwiecznego, rytualnego „Tańca życia”.

Malarski zapis stanów wewnętrznych, emocji, nastrojów, uczuć – wydaje się zamiarem trudnym, tym bardziej jeżeli narzucić sobie ograniczenia warsztatowe,
formalne. Malarski zapis obrazu Natury, której częścią okazuje się artysta – nie wydaje się swobodnym zapisem strumienia świadomości, gdyż właśnie
w sztuce nadmiar swobody – prowadzi do chaosu, do anarchii, do lekceważenia warsztatu.

Dzieło sztuki coraz częściej posługuje się wielością kodów, cytatów, zapożyczeń, coraz częściej mówi się też o interseksualności malarstwa, czy literatury,
której tradycyjne środki ekspresji zdają się już nie wystarczać. Jak twierdził bowiem francuski filozof – Jacques Derrida, uznawany za jednego z głównych
przedstawicieli postmodernizmu – „tekst zyskuje czytelność na tle podobnych tekstów, obraz jest zrozumiały na tle innych obrazów”(1). Co więcej – symbol
i znak nie odnoszą się do świadomości odbiorcy dzieła, do realnie istniejącego pierwowzoru, a raczej do jego kolejnych odczytani, interpretacji.

Prace Edyty Dzierż (doskonałe pod względem warsztatowym) możemy odczytywać po wielekroć, one to bowiem wiodą miedzy sobą dyskurs, prowadzoną
z umiarem rozmowę o wartości egzystencji i piękna, o potrzebie zanurzenia człowieka w obdarzonej atrybutem duchowości, wszechobecnej, żyjącej Natury.
To także dyskurs na temat relacji, owej magicznej, rytualnej więzi między artystą, odsłaniającym świat przeżyć wewnętrznych i odbiorcą, tym kto świat
ten odczytuje i przyswaja. To dyskurs najważniejszy z możliwych, wymagający od obu uczestniczących w nim stron, wyjątkowej uwagi, skupienia.

Pełne witalizmu, pełne bijącego gdzieś z wewnątrz, z drugiego planu energii, koloru i światła – kompozycje, owe tajemne tunele otwierające się ku wnętrzu
(niepoznawalnej do końca, intrygującej) psychiki człowieka – należy kontemplować w milczeniu. Stając oko w oko z Absolutem, z ową siłą i mocą
wszechobecnej duchowości i dobra, stając samotnie wobec wyłaniających się z chaosu, coraz bardziej uporządkowanych, syntetycznych form, pozostając
w bezruchu tak jak pozostaje się w oku cyklonu, doświadczając błysku iluminacji, nagłego, niespodziewanego urzeczenia.

Dane nam bowiem doświadczenie wyjątkowe, jedyne i w istocie niepowtarzalne, które teoretycy literatury nazywają niekiedy metaforycznie: „widzieć
jasno w zachwyceniu”. Widzieć w zachwyceniu znaczy odrzucić konwencję, wiedzę, wygodne definicje i formuły. Znaczy zjednoczyć się z dziełem sztuki,
ostatecznie, nieodwołalnie, do głębi. Doświadczyć swoistego misterium, metafizycznego misterium życia, światła, oczyszczenia, misterium przejścia
ku utajonej Duszy Wszechświata, ku owym kosmicznym przestrzeniom, które otwierają się w ciszy, w nas samych, w naszych nieodkrytych jeszcze
mikro-kosmosach, w naszych umysłach i sercach… w naszych nieśmiertelnych i odwiecznych zachwyceniach.


Małgorzata Dorna


Artykuł dot. wystawy: Edyta Dzierż, Ślady w Rzeczywistości - malarstwo.
Galeria BWA w Pile, 2016.


1) J. Derrida, Sygnatura, zdarzenie, kontekst, za: S. Czekalski, Intertekstualność i malarstwo.

https://www.google.pl/url?sa=t&rct=j&q=&esrc=s&source=web&cd=1&ved=0ahUKEwi07tDDuszOAhVE1SwKHdfdAOIQFggcMAA&url=https%3A%2F%2Frepozytorium.amu.edu.pl%2Fbitstream%2F10593%2F11091%2F1%2F02_Stanis%25C5%2582aw_Czekalski_Intertekstualno%25C5%259B%25C4%2587_i_malarstwo_35-95.pdf&usg=AFQjCNE0tz0bpfE-VOaOMxDe0ah5jq7DKQ&sig2=lGNe9CgKlKm5Y3SqQ0g4Gw&bvm=bv.129759880,d.bGg&cad=rjt

 

_______________________________________________________________________________________________________

To see the universe in a flash, in delight.

Contemporary humanities, not accidentally referred to as "friendly" or "optimistic", departs from the search for in a man of evil, that which is painful and dark, rebellious, hidden under the mask of psychological deformations and bizarre, and what was most fully revealed in the romantic fascination with the motif of a ghastly, nightmarish dream, a phantasm.

Contemporary humanities, far from naive simplifications, from the idealization of the human person, or (as Christian philosophy wishes) Persona - becomes a kind of remedy for the chaos and brutality of the external world that threatens man. He discovers the inner worlds, captivating with balanced beauty, dazzling with harmony, exuding Renaissance joy and faith in spirituality, nobility, open to extrasensory experiences - the subject. It is also no coincidence that this type of humanities, which seeks in a work of art to reflect the rich nature, human personality, metaphysical experience of the traces of the presence of the Absolute, often identified with beauty and full of vitalism, the abundance of living, feeling, soulful Nature, with the essence of the Work of Creation - allows us to look at the Creation in a different way. the subject and form of expression, aware of the importance of the choices made - the artist.

He is the one in whose heart the elements struggle - he tries to preserve what is unique, individual, one, these emotional states, very personal, sometimes intimate feelings that escape unambiguous naming, fragile and fleeting, barely perceptible moods and moments . He writes it down on the canvas (like a breath of wind) a breath of hidden hope, the matter of wild fields, frozen in cracks lit by green, cool, motionless stains, yellow impasto. He also marks the boundaries of smooth lines separating fragments kept in sensual reds from other, marked by a bit thoughtful, serious blues and pathetic, velvety blacks. Finally, it is he, that attentive observer and creator of dreamlike, inner landscapes, who leads us towards the pulsating light of the tunnels, the familiar, saturated with color and silence, towards that friendly, gentle transitions, to spaces where you can lose yourself, drown, rock, experiencing the ultimate, long-awaited relief.

By revealing the silence in front of us - he records what is elusive, what could be in the pages of literature (perversely, with a hint of so much-liked grotesque) describe it as the lack of a word, a record of the heroes' lack of conversation, exchange of thoughts, lack of discourse, dialogue. In painting, silence takes on the importance of a sensual, as expressive as the suspension of the action in a tragedy, existential, dramatic experience. To write the silence is like writing down the silence just before the onset of catharsis. However, in the composition recorded on canvas - silence is indicative of stillness, a trace left in the densely situated matter, bearing no trace of a tool, gilding with the light of the South, warm olive, whitened, essentially dull paint. Simple associations with the lacy drawing of a wave left in the sand would be out of place here, however. This kind of painting does not evoke simple, banal associations, just as they are not evoked by scenes of ancient tragedy or experiencing a mystical ritual, initiation ritual, spiritual or religious transgression.

The composition, entitled "The Source of Hope", is dominated by green, but it is deep green, shimmering with a multitude of shades, forming concentric circles, freezing into drops, delicate flashes, reminiscent of a journey into the depths, towards dark, disturbing blues, heralding the presence of Mystery.

The last circle, at the edge of which the weary wanderer seems to be waiting for a posed creature, a silhouette of anthropomorphic shapes or perhaps only a background illuminated, imaginative stain of expressive, symbolic blackness does not even give a hint of the title hope. It is again a record of silence, all-encompassing and final silence, sublime and solemn, far away. There is nothing deep down there. What matters is the road, that going to the end, in a tunnel that is saturated, calm and warm, heralding the closeness of something primeval - mystical, metaphorical greenness, the eternal color of Nature.

Edyta Dzierż's painting visions form well-thought-out, despite the apparent spontaneity of the recording, internal dramaturgy and expression - thematic, dramatized (in a metaphorical and literal sense) sequences. The need to paint in cycles, which gives the value of unquestionable honesty, the value of being exposed, discovering and confessing to individual works, the need to return to similar topics and threads results from the message of the whole, from the internal imperative of consolidating the subsequent stages of getting to know oneself and one's inner world. So it is not about the world of objects,

watched and read from the observer's point of view, as is the case with realistic art, documenting reality, or art that looks for inspiration outside, including what exists objectively, beyond the will and knowledge of the subject. Contrary to traditional painting, arising out of the need to create illusions, imitations, and imitations of already existing forms - we become participants of a special kind of performance, dramatized by a painterly gesture - an event in which a rite of initiation, transgression, transgression is performed. Consequently the one who looks, who allows himself to analyze and vivisect, who synthesizes - at the same time becomes a hero, object and subject of observation, who makes and who interprets and names these, burdened with internal dramaturgy (in the presence of the audience).

Each of the works shown at the exhibition is therefore a record of a unique performance, event. However, it should be remembered that we perceive this record in the context of the specific "cultural environment" that already exists and is preserved in our consciousness. He belongs to her, to that realm conventionality, evoked intuitively, spontaneously - both the symbolism of colors and the energy usually attributed to them. This knowledge is used by both the performer, that is the one who takes the action, as well as the recipient, participant and witness of this, by nature purposeful, meaningful message.

This is why we are not surprised that green is the color of hope, dark blue is associated with depth, light is associated with vibrations and flickering or movement, and velvety black is disturbing. It is also for this reason that we subconsciously read red as the color of passion, and in warm orange and pink we can look for the "Dance of Light", "Energy" and the eternal, ritual "Dance of Life".

The painterly record of internal states, emotions, moods, feelings - seems to be a difficult intention, especially if you impose yourself workshop and formal limitations. The painterly record of the image of Nature, of which the artist turns out to be a part, does not seem to be a free record of the stream of consciousness, because it is in art, excess freedom - leads to chaos, anarchy, disregard for technique.

A work of art more and more often uses a multitude of codes, quotations, and borrowings, more and more often it is also said about the intersexuality of painting or literature, the traditional means of expression of which seem to be insufficient. As the French philosopher Jacques Derrida claimed to be one of the main representatives of postmodernism - "the text becomes legible against the background of similar texts, the image is understandable against the background of other images" (1). What's more - the symbol and the sign do not refer to the awareness of the recipient of the work, to the real prototype, but to its subsequent readings and interpretations.

The works of Edyta Dzierż (excellent in terms of techniques) can be read many times, because they lead a discourse, a moderately-held conversation about the value of existence and beauty, about the need to immerse people in the omnipresent living Nature endowed with the attribute of spirituality.

It is also a discourse on the relationship, this magical, ritual bond between the artist, who reveals the world of internal experiences, and the recipient, who reads and assimilates this world. This is the most important discourse possible, requiring exceptional attention and concentration from both parties involved.

Full of vitalism, full of energy, color and light emanating from somewhere inside, from the second plane - compositions, these secret tunnels opening towards the inside of the human psyche (completely unknowable, intriguing) - should be contemplated in silence. Standing face to face with the Absolute, with that strength and might ubiquitous spirituality and good, facing lonely, more ordered, synthetic forms emerging from chaos, remaining motionless as one remains in the eye of the cyclone, experiencing a flash of illumination, a sudden, unexpected attraction.

We are given a unique experience, one and in fact, unrepeatable, which literary theorists sometimes call metaphorically: "to see clearly in delight." To see in delight is to abandon convention, knowledge, convenient definitions and formulas. Means to unite with the work of art, ultimately, irrevocably, in depth. To experience a specific mystery, a metaphysical mystery of life, light, purification, the mystery of the transition to the hidden Soul of the Universe, to those cosmic spaces that open up in silence, in ourselves, in our yet undiscovered micro-cosmos, in our minds and hearts… in our immortal and eternal delights.

 

Małgorzata Dorna
Article about the exhibition: Edyta Dzierż, Traces in Reality - Painting. BWA Gallery in Piła, Poland, 2016.

1) J. Derrida, Sygnatura, zdarzenie, kontekst, za: S. Czekalski, Intertekstualność i malarstwo.

https://www.google.pl/url?sa=t&rct=j&q=&esrc=s&source=web&cd=1&ved=0ahUKEwi07tDDuszOAhVE1SwKHdfdAOIQFggcMAA&url=https%3A%2F%2Frepozytorium.amu.edu.pl%2Fbitstream%2F10593%2F11091%2F1%2F02_Stanis%25C5%2582aw_Czekalski_Intertekstualno%25C5%259B%25C4%2587_i_malarstwo_35-95.pdf&usg=AFQjCNE0tz0bpfE-VOaOMxDe0ah5jq7DKQ&sig2=lGNe9CgKlKm5Y3SqQ0g4Gw&bvm=bv.129759880,d.bGg&cad=rjt